Historia Taternictwa
Kroniki TOPR
Kontakt
|
Kroniki TOPR - Kroniki 1938
(Sprawozdanie z działalności Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, Sekcji Ratowniczej Oddziału Zakopiańskiego P.T.T.).
Skład Zarządu TOPR był ten sam co w roku ubiegłym, t j. prezes: dyr. Tadeusz Malicki I wiceprezes: Andrzej Marusarz II wiceprezes: mgr. Zbigniew Korosadowicz sekretarz: Ignacy Bujak, gospodarz: Stanisław Zdyb skarbnik i kierownik Pogotowia Górskiego: Józef Oppenheim, członkowie Zarządu: Stanisław Gąsienica z Lasu, Stanisław Gąsienica Byrcyn i Andrzej Wawrytko, lekarz Pogotowia: Witold Paryski. Prezydium odbyło dwa posiedzenia dla załatwienia aktualnych spraw, sekretariat pracował w ścisłym porozumieniu z Prezydium, prowadził korespondencję, ewidencję wypadków oraz organizował wyprawy ratownicze. Gospodarz Pogotowia czuwał nad inwentarzem ratunkowym, uzupełniał go w miarę potrzeby i porządkował po wyprawach. Kierownik Pogotowia prowadził całość ratowniczych wypraw, ich likwidację, utrzymywał ścisły kontakt z członkami Pogotowia Górskiego oraz z bratnią instytucją ratowniczą po stronie południowej Tatr. T.O.P.R. dzięki subwencji Zarządu Głównego PTT (zł. 1700), Gminy Uzdrowiskowej i Zakopanego (zł. 1000), oraz T. K. N. (zł. 500 na materiały opatrunkowe do schronisk i na częściowe pokrycie wypraw) utrzymało wysoki poziom zdolności do akcji ratowniczych w b. r., który ilością wypadków górskich nie różnił się zupełnie od roku ubiegłego. Wydział Turystyki Ministerstwa Komunikacji udzielił subwencji w kwocie zł. 1000 w styczniu 1938 roku, jako dotację za rok 1937, zaś za rok 1938 przyznał w październiku t. r. subwencję zł. 1500. W okresie zimy TOPR utrzymywało dwóch stałych dyżurnych Pogotowia Górskiego na Kasprowym Wierchu (Józef Wawrytko i Stanisław Gąsienica z Lasu), których koszta opłacało T. K. N. W lecie, przez lipiec i sierpień dyżurowało w Dworcu Tatrzańskim również dwóch członków Pog. Gór., opłacanych przez Zarząd Główny PTT i TOPR po połowie. Wielką trudność w organizowaniu akcji ratunkowej sprawia brak telefonów do schroniska na Pysznej i w dolinie Pięciu Stawów Polskich. T.O.P.R. urządziło we wrześniu br. pokaz akcji ratownictwa w terenie dla obozu wysokogórskiego podchorążych W. P. Dnia 9 stycznia 1938 r. zginął w Suchym Żlebie na Kalatówkach z Zakopanego b. p. Dr Otto Wachs wypadek zdarzył się na wysokości drugiego progu na oczach towarzyszy, lawina pyłowa porwała dr Wachsa i pokryła go śniegiem, także mimo natychmiastowych poszukiwań towarzyszy nie zdołano natrafić na niego. Z Kalatówek zawiadomiono Pogotowie Górskie, które natychmiast przybyło, w składzie: J. Oppenheim, Andrzej Marusarz sen., Jan Obrochta, Józef Stopka, Gąsienica Tomków i łącznie z wielką ilością (około 200) narciarzy znajdujących się w tym dniu (niedziela) na Kalatówkach rozpoczęło usilne systematyczne poszukiwania. W krótkim czasie Franciszek Bujak natrafił sondą na ciało zasypanego. Zastosowano natychmiast wszystkie środki dla przywrócenia życia ofierze wypadku, w czym sam dużo trudu i starań dokładał p. Dr. Stefan Wesołowski, chirurg szpitala św. Łazarza w Warszawie, lecz wszelkie zabiegi okazały się bezskuteczne. B. p. Wachs poniósł śmierć wskutek uduszenia pyłem śnieżnym, a nadto doznał również i urazów wewnętrznych i zwłoki znajdowały się na głębokości 1,20 m pod śniegiem. Lawina miała około 150 m długości, 25 m szer. i 2 m grubości. Marchwiczny żleb, z niego często w zimie schodzą potężne lawiny na Morskie oko Dnia 27 stycznia 1938 r. zginął nad Morskim Okiem służący schroniska PTT ś. p. Władysław Bachleda. Lawina stoczyła się ze stoków Miedzianego na staw, a siła prądu powietrza była tak wielka, że cała weranda schroniska uległa zupełnemu zniszczeniu. W tym momencie na stawie pracowało dwóch ludzi przy rąbaniu lodu. Masy śniegu porwały jednego z nich i zaniosły na stoki Żabiego, drugiego zaś (Bachledę) zasypały bez śladu. Zawiadomione o wypadku Pog. Gór. wyruszyło zaraz do Morskiego Oka, ale mimo intensywnych poszukiwań ciała ś. p. Bachledy nie znaleziono. Czoło lawiny z Marchwicznego na Morskim Oku, wysokie na około 4 metry. Zostało ono, jak się później okazało, wtłoczone masami śniegu pod lód i dopiero w pierwszych dniach czerwca po stajaniu lodów znaleziono zwłoki w stawie. Dnia 11 lutego 1938 r. wyruszyła na nartach z Zakopanego przez Łysą Polanę Felicja Nordówna z Przemyśla, nauczycielka w Krakowie. Po przejściu granicy wszelki ślad po niej zaginał. Nordówna była początkującą narciarką. Tak nasze jak i czeskosłowackie Pog. Gór. czyniło poszukiwania przez długi czas za zaginioną, lecz bezskutecznie. Dopiero sześć miesięcy później (dnia 10 sierpnia) władze czeskosłowackie doniosły, że znaleziono zwłoki b. p. Nordówny pod Łomnicą w dolinie Zimnej Wody. Zwłoki zidentyfikowano na podstawie znalezionych przy zmarłej dokumentów. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie wskutek wyczerpania i przemrożenia. Zwłoki zabrała matka do kraju. Dnia 29 marca zwrócono się telefonicznie z Katowic do Pogotowia o wszczęcie poszukiwań w Tatrach za p. dr. Stefanem Kossakiem i p. Edwardem Banasiem, którzy jeszcze dnia 27 marca wyruszyli na nartach z dol. Pięciu Stawów Polskich na Przełęcz Tomanową, w towarzystwie p. Adama Staniszewskiego. Na poszukiwania zaginionych wyruszyli Stanisław Roj, Jan i Józef Gąsienica Tomków i Andrzej Marusarz sen. Równocześnie dano znać telefonicznie do czeskosłowackiego Pog. Gór, o zaginięciu turystów. W międzyczasie wrócił do Zakopanego p. Staniszewski i zdał relację z przebiegu niefortunnej wycieczki. Przy podejściu na Tomanową rozdzielili się turyści w ten sposób, że Staniszewski szedł prosto na przełęcz pod nawis śnieżny, zaś dr Kossak z towarzyszem kierowali się ku przełęczy prawą stroną, podchodząc kosówkami i grzędą, aby uniknąć ewent. lawiny. Ponieważ zaskoczyła ich silna śnieżyca, narciarze stracili ze sobą kontakt. Staniszewski dotarł do restauracji Słowińskiego i tu czekał daremnie na towarzyszy, którzy tymczasem zjechali do Podbańskiej, następnie do Przybyliny i koleją wrócili do Katowic, skąd dopiero dali znać do Pog. Ratunkowego, aby ich nie szukano. Pogot. Górskie, które poszukiwało wyżej wspomnianych narciarzy udzieliło po drodze pomocy narciarzowi, który w dniu 29 marca przy przejściu Czerwonych Wierchów musiał pod Krzesanicą zanocować z powodu niedyspozycji i zupełnego wyczerpania. Krzesanica, najwyższy wierzchołek Czerwonych Wierchów O wypadku tym zawiadomił Pog. Gór. telefonicznie przewodnik Władysław Gąsienica, który prowadząc narciarza nie był w stanie sam jeden dać wyczerpanemu pomocy. Dnia 15 kwietnia zawiadomiono 26 schroniska w dol. Chochołowskiej telefonicznie o zaginięciu dwóch skautów: Miecz. Dębskiego i J. Marczukajtisa, obu z Warszawy, którzy w trudnych warunkach atmosferycznych wyruszyli na Wołowiec i do schroniska nie powrócili. Lekarz Pogotowia Rat. Witold Paryski wysłał na poszukiwania za zaginionymi Szymona Zaryckiego, Stanisława Roją, Andrzeja Marusarza jun. i Jana Gąsienicę Tomkowego. Pog. Rat. jednak wróciło z dol. Chochołowskiej, gdyż zaginieni dali znać o sobie ze schroniska na Zwierówce, że zbłądziwszy, tam dotarli. Dnia 17 kwietnia na wezwanie telefoniczne z Cyrhli wyruszyło Pog. Gór. pod Kopieniec, gdzie p. Hanna Starczewska, słuch. Polit. z Warszawy przy upadku na nartach doznała silnego obrażenia kręgosłupa. Pogotowie Gór. zniosło ranną na Cyrhlę, po czym karetką pogotowia odstawiono ją do szpitala. Dnia 27 kwietnia zwrócono się telefonicznie do Pogotowia Gór. z prośbą o poszukiwania za dwoma turystami, pp. Stefanem Podgórskim i Jarosławem Skarżyńskim, oboma z Warszawy, którzy już od tygodnia bawili w górach i opóźnili powrót na oznaczony dzień. Na poszukiwania wyruszyli Andrzej Marusarz sen. i Wojciech Wawrytko do Pięciu Stawów Polskich, a niezależnie od tego nasze Pog. zwróciło się do czeskosłowackiego Pog. z prośbą o poszukiwania zaginionych. Tymczasem narciarze już następnego dnia powrócili do Zakopanego. Dnia 8 czerwca zawiadomiła Pog. Gór. żona dróżnika przy Wodospadach Mickiewicza, że przyszedł tam turysta wyczerpany i poraniony i prosi o pomoc dla swych towarzyszy, którzy nocowali w ścianie Świstówki i jeszcze się tam znajdują, on zaś sam z trudem zszedł ze ściany. W czasie schodzenia kilkakrotnie zleciał po śniegu żlebem i doznał powierzchownych zranień. Pog, Gór. wyjechało w składzie: mgr. Zb, Korosadowicz, Andrzej Marusarz sen., Andrzej Wawrytko i Andrzej Marusarz jun. i sprowadziło ze żlebu Świstówki turystów, którymi byli: pp. Józef Blaschke z żoną Małgorzatą z Katowic i Bernard Zdenek. Dnia 18 czerwca p. Zdz. Rittersschild dał znać telefonicznie ze Strążysk około godz. 19-tej, że w północnej ścianie Giewontu pod krzyżem utknął turysta i woła o pomoc. Na pomoc wyruszyli do Strążysk Andrzej Marusarz sen. i Andrzej Marusarz jun., Stanisław Gąsienica Byrcyn, Jan Gąsienica Tomków i Andrzej Wawrytko. Następnego dnia o świcie sprowadzono cało i zdrowo turystę, którym okazał się Stanisław Borkowski z Krakowa. Dnia 21 lipca o godz. 16.50 zawiadomiono Pog. Gór. ze stacji na Kasprowym Wierchu, że turyści schodzący ze Świnicy słyszeli wołania dwóch osób o pomoc. Pogotowie Gór. wyruszyło natychmiast ku Świnicy, ale już wcześniej p. Stanisława Pfaffiusowa z Warszawy przechodząc w tej stronie udzieliła pomocy w zejściu z pierwszego uskoku grani Walentkowej początkującym turystom Janinie Nowosławskiej i Romanowi Kwincie. Grań między Świnicą a Walentkowym Wierchem Dnia 6 sierpnia pod szczytem Koziego Wierchu uległ w czasie burzy silnemu potłuczeniu mgr. Stanisław Majewicz z Krakowa. Koledzy ciężko rannego i zaalarmowani przygodni turyści wśród których znajdował się znany poeta i turysta, red. "Kameny" K. A. Jaworski znieśli go do schroniska przy Pięciu Stawach po czym w dolinie Roztoki przekazali go Pogotowiu. Mgr. Majewicz doznał ciężkich ran na głowie i groziła mu utrata oka. Ale wynik długiego leczenia okazał się zadawalniający. Dnia 10 sierpnia zawiadomiono telefonicznie z Hali Gąsienicowej, że przy wchodzeniu na Kozi Wierch od północy spadł jakiś turysta, a towarzysz jego wola o pomoc. Podejście na Kozi Wierch od strony Koziej przełęczy Pog. Rat. w składzie: Józef Wala Bachleda, Szymon Zarycki, Wojciech Wawrytko i Władysław Gąsienica wyruszyło natychmiast na miejsce wypadku i zniosło ku schronisku zwłoki ś. p. Romana Górowskiego, ostatnio art. teatru w Katowicach, który uległ w czasie upadku rozbiciu głowy i połamaniu rąk i nóg. Zwłoki zabitego sprowadził Związek Artystów Scen Polskich do Warszawy. Dnia 13 sierpnia na telefoniczne zawiadomienie wyruszyło Pog. Rat. na Zawratową Turnię po turystów pp. Spitzmana i Wolta. Turyści ci poprzedniego dnia wyruszyli z Pięciu Stawów Polskich w kierunku Zawratu i Świnicy, jednakowoż stracili orientację i zabłądzili na Zawratową Turnię, gdzie zmuszeni byli zanocować. Wolf zdołał zejść sam do Zakopanego zaś Spitzmanowi udzielił pierwszej pomocy w zejściu p. Jan Staszel, po czym Pogotowie sprowadziło go cało i zdrowo. Tegoż dnia zawiadomiono telefonicznie z Morskiego Oka Pog. Gór., że pod Przełęczą pod Chłopkiem zmarł turysta zdążający z Popradzkiego Stawu do Morskiego Oka. Turysta ów dr Józef Weinheber z Katowic, był w towarzystwie turystki, która o śmierci jego dała znać do schroniska. Pog. Gór. w składzie J. Oppenheim, Wojciech Juhas, Szymon Zarycki, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Jan Gąsienica Tomków i ochotnik Jan Makuc wyruszyli z Morskiego. Ciało zmarłego znaleziono około 150 m poniżej przełęczy po południowej stronie. Śmierć turysty nastąpiła prawdopodobnie wskutek osłabienia serca. Pog. Gór. zniosło zwłoki do szosy przy Morskim Oku, skąd odstawiono je do Zakopanego. Rodzina przewiozła następnie zwłoki do Katowic. Na tym kończy się sprawozdanie z działalności Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Zakopanem do końca listopada 1938 roku. I. B. Data utworzenia: 03/01/2012 : 16:40 Komentarze
| Partnerzy
|