Kroniki TOPR - Kroniki 1933
Silnie wzmożony ruch narciarski turystów nieobeznanych z warunkami zimowej turystyki w Tatrach powoduje coraz częściej mniej lub więcej groźne wypadki.
Obecnie każdy rok sprawozdawczy T.O.P.R. zaczyna się od wypadków z lawinami.

Pierwsza akcja ratunkowa spowodowana była fałszywym alarmem.

W dniu 7 lutego b. r. wezwano z Hali Gąsienicowej telefonem pogotowie celem poszukiwania 3 turystów, którzy wybrali się na Zawrat i od trzech dni ślad po nich zaginął.

Byli to członkowie lwowskiej Makkabi, Norbert Hebenstreit, Jakób Rubinstreit i Michał Wolfman.
Ponieważ w tym czasie spadła olbrzymia lawina żlebem Starego Zawratu do Zmarzłego Stawu, należało przypuszczać, że jeżeli turyści znajdowali się na jej drodze, to zostali zasypani zwałami śniegu dochodzącymi do 4 m głębokości.
Pogotowie Ratunkowe w sile 9 ludzi i około 20 przygodnych narciarzy rozpoczęto systematyczne sondowanie lawiny. Praca trwała cały dzień.
Tymczasem Pol. Tow. Tatrz. w Zakopanem otrzymało wiadomość ze Smokowca, że zaginieni turyści znajdują się już w drodze powrotnej ze Smokowca do Zakopanego.
Okazało się, że przeszli oni przez Zawrat do Pięciu Stawów Polskich, a stad mieli wracać przez Gładką Przełęcz. Walentkową i Liliowe do Zakopanego, wskutek jednak śnieżycy i mgły zbłądzili i dotarli resztkami sił do Szczyrbskiego Jeziora.
Pierwsza zatem wyprawa zimowa nie miała na szczęście smutnego zadania odgrzebywania ciał z pod śniegu.

Dwa tygodnie później w dniu 20 lutego 1933 zdarzył się jednak w Kondratowej (z grani między Suchym Kondrackim a Kopą Kondracką) wypadek z lawiną zakończony śmiercią narciarki ś. p. Kamili Kamenz, lat 28, nauczycielki prywatnego gimnazjum w Krakowie.

Ś. p. Kamila Kamenz w towarzystwie słuchaczów Akademji Sztuk Pięknych w Krakowie Bertolda Oczko, Kurta Lange trawersowała grań Kopy Kondrackiej. Oblodzoną grań góry towarzystwo ominęło, posuwając się znacznie niżej.
Pod ś p. K. Kamenz, która szła druga, osunęła się podcięta śladem nart lawina i zniosła ją na żebra żlebu i na kamienie.
Tu odniosła już śmiertelne rany na głowie, wewnętrzne obrażenia i złamała nogę. Ciało jej zniosła lawina w dół i zasypała zupełnie.
Towarzysze nieszczęśliwej pospieszyli do schroniska i wezwali pomocy znajdujących się tam narciarzy oraz zawiadomiono Pogotowie Rat. telefonem z Kalatówek.

Natychmiast wyruszyli. H. Bednarski, Andrzej Marusarz, Józef Wawrytko, Józef Stopka i Stan. Roj. Usilne poszukiwania w pierwszym dniu nie dały żadnego rezultatu.
Na drugi dzień wyruszyła druga grupa Pogotowia z p. Openheimem, Stan. Gąsienica z Lasu, Stan. Byrcynem, Józefem Krzeptowskim i Stan. Majerczykiem. W południe natrafił St. Roj sondą na zwłoki: które natychmiast odkopano z głębokości 2 m.
Wycieczka zakończona tak tragicznie odbywała się po świeżych opadach śnieżnych. Śnieg, niezwiązany dość silnie ze starem podłożem, osunął się łatwo, porywając ze sobą narciarkę. Mimo ostrzeżeń o groźnych warunkach w górach, turyści, nie respektując ich, opłacają swe lekkomyślność i brawurę życiem.
Identyczny wypadek w tym samym czasie zdarzył się pod Howerlą w Czarnohorze, gdzie zginął zasypany lawiny świeżego śniegu Henryk Garapich.

W dniach od 13-17 kwietnia 1933 r. rozegrała się na Galerji Gankowej tragedja, której epilogiem była śmierć znakomitego taternika ś. p. Wincentego Birkenmajera, prof. gimn. w Poznaniu.

Drugi od prawej to Ganek. Filar Ganku opada z wierzchoła


Wyruszył on w dniu 13 kwietnia z towarzyszem Stanisławem Grońskim, równie doskonałym partnerem górskim, z Dol. Kaczej północno-wschodnim filarem Ganku w niezwykle ciężkich warunkach zimowych.
Już u wejścia w ścianę objawiał ś. p. B. pewne niedyspozycje (krwotok, wymioty, osłabienie serca po przebytej grypie), co znacznie utrudniało mu wspinaczkę.
Propozycję Grońskiego, aby wyprawę przerwać i zawrócić ś. p. B. odrzucił, wobec czego rozpoczęli dalszy atak Ganku. Pierwszy prowadził Birk., drugi szedł Groński. Lawinki pyłowe i odłamki lodu utrudniały każdy krok.
Po krótkim wypoczynku i obiedzie ruszyli dalej i posunęli się wśród tych ciężkich warunków w czasie 4 godzin zaledwie 60 m.
W Wielką Sobotę zanocowali w ścianie.
W niedzielę wyruszyli o 7.30 i wśród zawieji śnieżnej i mrozu wspinali się, prowadząc na zmianę do godz. 11-tej w nocy.

1933_galeria.jpg
Osiągnęli kraj Galerji Gankowej i tu próbowali rozbić namiot.
Wicher porwał im dno namiotu, okryli się więc resztą celty i czekali dnia. Zapałki zamokły, ręce skostniały, o gotowaniu w tych warunkach na maszynce spirytusowej nie było mowy.
Podjęte w tym kierunku próby dały im zaledwie kilka łyków ciepłej wody ze stopionego śniegu. Towarzysze pilnowali się wzajemnie, aby nie usnąć.
Rano w poniedziałek zaczął się smutny początek końca. dla ś. p. Birk.
O godz. 6-tej rano wyruszyli. Już pierwsze kroki wykazały, że Birk. jest zupełnie wyczerpany i prawie nieprzytomny. Groński wziął oba plecaki i liny i podpierając Birk. prowadził go z trudem; w ten sposób z przystankami uszli w 1 i 1/2 godziny od miejsca noclegu zaledwie 100 m.
Birk. stał się nieprzytomny, zaczął kostnieć i o godz. 8 skonał.
Groński, stwierdziwszy wszelkie oznaki śmierci, ułożył ciało towarzysza w zagłębieniu śnieżnem i resztkami sił dowlókł się do Popradzkiego Jeziora, gdzie zaopiekowano się nim i zawiadomiono o wypadku T. O. P. R.
Wyprawa ta miała być dla ś. p. Birkenmajera tym niezwykłym wyczynem, o którym marzył jako o zakończeniu swej karjery taternickiej - skończyła się dlań tragicznie. Klub Wysokogórski poniósł wielką stratę.

T. O. P. R. na wiadomość o wypadku wyruszyło najpierw przez Dol. Białej Wody do Kaczej, okazało się jednak, że mimo doskonałego wyposażenia technicznego grupa ta nie mogła ścianą Ganku dotrzeć do zwłok.
Zawrócono do Zakopanego i na drugi dzień wyruszyło Pogotowie drogą okrężną do Popradzkiego Jeziora, aby stąd łatwiejszą drogą dotrzeć na miejsce.


W skład Pogotowia weszli: P. J. Openheim Andrzej Marusarz Starszy, Józef Gąsienica Tomków, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Henryk Bednarski, Wojciech Wawrytko, Andrzej Marusarz młodszy, Stanisław Gąsienica z Lasu, Józef Stopka, Józef Wawrytko, Stanisław Roj, Andrzej Wawrytko Krzeptowski, Jan Gąsienica Tomków. Józef Krzeptowski.





W międzyczasie czeskosłowackie pogotowie próbowało dotrzeć, do zwłok, jednak bezskutecznie.
Kierownictwo wyprawy, zasilonej czeskosłowackiem pogotowiem, objął p. Oppenheim.
Pogotowie dotarło od doliny Rumanowej do zwłok, pokonując w ciężkich warunkach zimowych olbrzymie trudności.
Wojciech Wawrytko, asekurowany przez towarzyszy, osiągnął skostniałe i zmarznięte zwłoki ś. p. Birk., przewiązał je liną i podciągał z krawędzi skalnej ku górze.
W pewnym momencie ciało osunęło się i zawisło w powietrzu na całą długość liny. Tylko niesłychanej sile Wojciecha Wawrytki, Andrzeja Wawrytki Krzeptowskiego i Józefa Stopki zawdzięczać należy, że ciało nie spadło w przepaść.
Oblodzony i nachylony ku przepaści taras Galerji Gankowej przedstawiał dla całej grupy pogotowia ogromne niebezpieczeństwo. Śliskie i strome zbocza skalne, pokryte lodem i śniegiem, utrudniały niesłychanie cały akcję transportu zwłok, co trwało od Rumanowej Przełęczy do Popradzkiego Jeziora cały dzień.
Zwłoki przewieziono do Zakopanego i tu tymczasowo pochowano.

Z końcem czerwca 1933 T. O. P. R. zniosło z Hali Gąsienicowej do Kuźnic ciężko rannego akademika Tytusa Chałubińskiego, wnuka dra Tytusa Chałubińskiego.
Chałubiński wybrał się z kolegą na Niebieską Turnię i przy zejściu poślizgnął się na śniegu i spadł. Uległ silnym potłuczeniom i wewnętrznym obrażeniom do tego stopnia, że zmarł w szpitalu klimatycznym w Zakopanem.

Dnia 11 lipca 1933 zaszedł śmiertelny wypadek na ścianie Żłobistego w następujących okolicznościach. Towarzystwo, złożone z mgr. Danuty Gierulanki, Janiny Perausównej, Zygmunta Krasuskiego i Władysława Tomka, wyruszyło z Popradzkiego Stawu ku Żelaznym Wrotom.
Warunki były bardzo ciężkie, gdyż burza i ulewa utrudniały orjentację. Turyści kierowali się mapą, gdyż nikt z nich tych okolic górskich nie znał; prowadził W. Tomek.
Dotarli nieświadomie na przełęcz pod Kozią Strażnicą, skąd p. Gierulanka i p. Krasuski, nie czując się na siłach, zawrócili do Popradzkiego Stawu, namawiając pozostałych również do powrotu. Jednakowoż W. Tomek oświadczył, że znalazł wprawdzie bardzo ciężkie przejście, ale się nie cofnie i będzie schodził, p. J. Perausówna zaś nie chciała towarzysza zostawić samego.

Na drugi dzień 12 lipa zawiadomił turysta, przechodzący Kaczą Doliną,
p. Jan Zakiewicz dzierżawcę schroniska w Roztoce inż. Grabowskiego, że słyszał wołania o pomoc z Doliny Kaczej, a nawet podchodził w kierunku głosu, lecz nigdzie nie mógł nic zauważyć, mimo, że głos stale dochodził.

Był to głos Janiny Perausównej, której towarzysz W. Tomek leżał już martwy na piargach o czem ona nie wiedziała. pp. inż. Grabowski i Zakiewicz wyruszyli ponownie do Dol. Kaczej i dotarli do turystki wołającej o ratunek, jednak z powodu krótkiej liny nie mogli jej wydobyć ze ściany i zapewnili jej jedynie, że pomoc rychło nadejdzie.
J. Perausówna skazana była na trzeci nocleg w ścianie. Zawiadomione Pogotowie Ratunkowe wyruszyło w składzie: Józef Gąsienica Tomków, Stanisław Gąsienica Byrcyn, Wala Józef Bachleda, Ceberniak Jan.
Pogotowie stwierdziło na razie, że pod ścianą Żłobistego leży trup turysty, jednakowoż wskutek wielkiej mgły i nastającego zmroku nie magli już dostać się do turystki.

Zatelefonowali zatem do T. O. P. R. z Popradzkiego Jeziora o drugi ekspedycję.
13 lipca wyruszyła druga grupa w składzie: Józef Krzeptowski, Jan Majerczyk, Andrzej Wawrytko Krzeptowski i Jan Gąsienica Tomków, oraz p. J. Oppenheim i Andrzej Marusarz młodszy.
14 lipca wczesnym rankiem zdołano dotrzeć do miejsca, gdzie na urwistej półce w ścianie Żłobistego wyczerpana z sił i skostniała od zimna czekała ratunku J. Perausówna.
Pogotowie Ratunkowe wyciągnęło ją wieczorem na Przełęcz Żłobistego i sprowadziło do Popradzkiego Jeziora.
Ciało zabitego ś. p. Władysława Tomka, stud. U. J., lat 21, zniosło Pogotowie na Polanę pod Wysoka skąd końmi odtransportowano do Jaworzyny.

Ś. p. Wł. Tomek, schodząc ścianą Żłobistego pierwszy, odpadł od skały w oczach swej towarzyszki i runął z wysokości około 200 m, ponosząc śmierć na miejscu.
Teren skalny uniemożliwił J. Perausównej śledzenie zlatującego i o śmierci Tomka dowiedziała się dopiero w Zakopanem.

Prawie równocześnie z powyższym wypadkiem zdarzył się inny mniej tragiczny nad Morskiem Okiem na półn. ścianie Mięguszowieckiego Szczytu. Student z Pragi, Polak, Franciszek Metzner odłączył się nad Czarnym Stawem od towarzystwa kolegów i poczuł wspinać się w ścianę Mięguszowieckiego.
W pewnym momencie odpadł kilkanaście metrów i zatrzymał się na szczęście na samej krawędzi przepaści, doznając tylko nieszkodliwych, choć bolesnych obrażeń zewnętrznych.

T. O. P. R., zawiadomione przez delegata P. T. T. przy Morskiem Oku p. Bogdana Małachowskiego, wyruszyło o godz. 20.30 do M. Oka w składzie: Wojciech Wawrytko Krzeptowski i Stanisław Roj. Do nich przyłączyli się w nocy turyści przebywający w schronisku: Wiesław Stanisławski, Witold Wojnar, Tadeusz Pawłowski, dr. B. Chwaściński, W. Puławski i. inni.
O godz. 4-tej rano doszli do Metznera inni. O 6-tej zniesiono go nad jezioro, przewieziono łodzią do schroniska, a o 8-ej dzięki uprzejmości dzierżawcy schroniska p. T. Janikowskiego, rannego przewieziono samochodem do Szpitala klimatycznego w Zakopanem.
Metzner w krótkim czasie wyleczył się z ran.

Dnia 23-24 lipca T. O. R. P. sprowadziło ze stoków Dol. Raczkowej dwoje turystów pp Stanisława Górnego i dr. Frankównę, którzy z powodu mgły utknęli przy zejściu do doliny i wołali o pomoc.
Dano znać do Pogotowia, które wyruszyło w liczbie dwóch członków: Józef Krzeptowski i Jan Gąsienica Tomków. Pogotowie sprowadziło turystów cało i zdrowo do Zakopanego.

W tej sprawie otrzymało T. O. P. R. depeszę z Liptowskiego Hradku od p. wojewody warsz. Twardo, który bawił wówczas w górach.

Dnia 27 lipca b. r. T, O. P. R. w składzie Andrzej Krzeptowski Wawrytko, Stan. Gąsienica z Lasu, Stan. Majerczyk i Józef Ta¬tar wyruszyło na Czerwone Wierchy i Giewont celem poszukiwania skauta Alojzego Fornalskiego, lat 20, który 25 lipca udał się od strony Strążysk na Giewont i po dwóch dniach wszelki ślad po nim zaginał.
Poszukiwania Pogotowia nie dały żadnego rezultatu.
Dopiero 8 sierpnia otrzymało T. O. P. R. wiadomość, że został on po drugiej stronie Tatr z braku jakichkolwiek dokumentów aresztowany i odstawiony do granicy.

Dnia 4 sierpnia 1933 między godz. 12-13 zginęli na ścianie Kościółka w dol. Batyżowieckiej dwaj wybitni taternicy: ś. p. Wiesław Stanisławski, absolwent I. S. H. i O., lat 23, i ś. p. Witold Wojnar, student chemji Un. Warsz., lat 23.
Pierwszy należał do najwybitniejszych taterników młodszego pokolenia i miał za sobą wspaniałe i najtrudniejsze problemy nowych dróg tatrzańskich.
Ś. p. Witold Wojnar zapowiadał się jako wspinacz nadzwyczajnie, w wielu wyprawach z dobrymi taternikami nabrał doświadczenia i rutyny, przedwczesna jednak śmierć przerwała rozwód talentu na tem polu sportu.
Obaj towarzysze wybrali z się z Roztoki celem dokonania pewnego rodzaju rekordu w wyjściach.





Osiągnęli Kaczy Szczyt z Dol. Kaczej nową drogą i udali się do Dol. Batyżowieckiej, gdzie po drodze zaatakowali zachodnią ścianę Kościółka, nie przedstawiającą w porównaniu do rozwiązanych już przez Stanisławskiego problemów tatrzańskich wielkich trudności.
Tu nastąpiła katastrofa bez świadków.
Ciała nieszczęśliwych znaleziono na piargach związane liną.













Ś. p. Stanisławski leżał niżej od ś. p. Wojnara, na jednej nodze miał lekki pantofel (kleterkę), na drugiej but turystyczny, drugi but z zawiniętą cholewką leżał obok plecaka.
Należy wnioskować, że katastrofa nastąpiła w chwili zmiany obuwia. Obrażenia śmiertelne były na głowach. Runęli wprost ze ściany głowami w dół, nie odbijając się od skały zupełnie.









Ciała znaleźli pp, inż. Grabowski i dr. B. Chwaściński, którzy zaniepokojeni nieobecnością Stanisławskiego i Wojnara, wyruszyli na ich poszukiwanie.








 


 
T. O. P. R. ograniczyło swą akcję do zniesienia zwłok z Batyżowieckiej dol. do Smokowca, skąd rodziny zabitych przewiozły ciała do kraju, ś. p. Wojnara do Cieszyna, ś. p. Stanisławskiego do Warszawy.


W dniu 9 sierpnia 1933 T. O. P. R. uratowało życie p, Janinie Pregerównej, lat 18, z Zakopanego, która 7 sierpnia wyruszyła na Czerwone Wierchy i dłuższym czasem nieobecności zaniepokoiła rodzinę.
P. Pregerówna utknęła w ścianie dol. Litworowej, skąd wzywała pomocy i ratunku.
Pogotowie w składzie: Józef Krzeptowski, Józef Stopka, Andrzej Dziaduś, Stanisław Roj i Józef Wala Bachleda zdjęło turystkę ze ściany w stanie zdrowym i odstawiło do Zakopanego.

Dnia 18 sierpnia b. r. zniosło T. O. P. R. ze źlebu w Giewoncie lekko rannego turystę, Czesława Nurkowskiego, lat 20, z Piotrkowa.
Udał się on od strony Strążysk na Giewont i odpadł, doznając potłuczeń na szczęście lekkich. Niefortunnego wspinacza członkowie Pogotowia Józef Krzeptowski, Józef Stopka, Jan Ceberniak i Wawrzyniec Dzielawa sprowadzili do Zakopanego.


Dnia 31 sierpnia b. r. schodził z Zawratu do Pięciu Stawów Polskich Maks Silbiger, malarz pokojowy, z Zakopanego, zmylił drogę i zapchał się w krzesanice Turni Kołowej, skąd nie mógł już ruszyć.
Wołał więc o pomoc, której udzielili mu Andrzej Krzeptowski Wawrytko, p. Kazimierz Rottert i p. Zofja Mikucka, sprowadzając Silbigera do schroniska w Pięciu Stawach Polskich.







Dnia 27 września b. r. udzieliło Pogotowie Ratunkowe pomocy p. Lubie Popowickiej ze Lwowa, która schodząc z Wołoszyna, osunęła się po śniegu i doznała potłuczenia nogi.
W akcji ratunkowej brali udział H. Bednarski, Józef Gąsienica Tomków, Jan Gąsienica Tomków. Stanisław Gąsienica z Lasu, Franciszek Majerczyk i Obrochta.
Ranną turystkę przewieziono następnie do szpitala klimatycznego w Zakopanem.


Kronika wypadków górskiej śmierci za ostatnie lata wykazuje duży ilość śmierci parami.
Wystarczy przytoczyć wypadki:
- siostry Skotnicówne
- Honowska - Krukowska
- Bośniacki - Marcinowski
- Stanisławski - Wojnar

Nasuwa się tu uwaga, że często niedostateczne kwalifikacje fizyczne, lekkomyślność, ambicje taternickie, zbytnie zaufanie w towarzyszu prowadzą do katastrofy.
Szereg okoliczności i spostrzeżeń z ostatniej doby taternictwa wskazuje, że ambicje jednostek zrzeszonych w klubach turystycznych odbiegają daleko od samej ideologji taternictwa, padają drogie ofiary, ginie niejedno młode życie, które mogłoby być pożyteczne społeczeństwu.
Wypadki luzem chodzących turystów i przygodnych wspinaczy w Tatrach pozostają przeważnie bez większego wrażenia, lecz katastrofy elity taternickiej, której szeregi z roku na rok topnieją, winny, wreszcie znaleźć jakiś zdrowy odruch w łonie klubów turystycznych, aby nie stały się one tylko klubami apoteozy śmierci górskiej.

Zakopane, październik 1933.
lgn. Bujak, sekretarz TOPR.

Data utworzenia: 23/11/2011 : 21:04
Ostatnie zmiany: 25/11/2011 : 09:39
Kategoria : Kroniki TOPR


Wersja do druku Wersja do druku

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

Partnerzy
^ Góra ^