Historia Taternictwa
Kroniki TOPR
Kontakt
|
Kroniki TOPR - Kroniki 1932
Letni sezon turystyczny w Tatrach zaczęli jak zwykle turyści zakopiańscy, którzy ze względu na bliskość terenu maja możność wcześniej, już na przełomie wiosny i lata, wyruszyć w góry.
W tym okresie było kilka wypadków jazdy po wiosennym śniegu w żlebach i na stromych stokach. Wypadki te na szczęście nie pociągnęły za sobą tragicznego zakończenia, a nieostrożni turyści wynieśli przy zetknięciu się ze śniegiem i piargiem najwyżej potłuczenia zewnętrzne i z całej afery wychodzili obronną ręką względnie nogą tak, że Tatrzańskie Och. Pogot. Rat. niemiało potrzeby interwenjować. Z zimowej turystyki należy zanotować dwa wypadki wypraw T.O.P.R. W dniu 5 lutego wyruszyło T.O.P.R. do doliny Jaworzynki na poszukiwanie turystów narciarzy, którzy idąc Boczaniem na Halę Gąsienicową w czasie zawieruchy śnieżnej zabłądzili i zsunęli się jakoby na dno doliny Jaworzynki. Nazwiska ich: kpt. Axentowicz, p. Stopczanka i p. Stroczanka. W istocie sprawa przedstawiała się w ten sposób, że p. Stroczanka wśród zawieji śnieżnej i mgły zjechała po urwisku do dol. Jaworzynki, przyczem uległa nieznacznym potłuczeniom. Wypadek miał miejsce pod wieczór, to też już o zupełnym zmroku dotarła p. S. do Kuźnic i stąd zawiadomiła T.O.P.R., aby szukano reszty jej towarzystwa. Wyruszyli zatem na noc do Jaworzynki: Józef Krzeptowski i Stanisław Roj, mimo jednak sygnałów świetlnych i głosowych nie zdołano zetknąć się z kpt. A. i p. St. Expedycja doszła w poszukiwaniach do Hali Gąsienicowej i stąd dała znać do biura P.T.T. o bezskutecznych poszukiwaniach. Tymczasem zagubieni wrócili jeszcze tego samego wieczora do Zakopanego, nie zawiadamiając T.O.P.R. o swym powrocie. Następna wyprawa zimowa odbyła się dnia 27 marca b. r. do Pięciu Stawów Polskich, gdzie w schronisku leżała p. Jadwiga Biernagiewiczowa ze złamaną w kostce nogą. Pogotowie wyruszyło o 5 po południu i wieczorem już było na miejscu. W akcji brali udział: Stanisław Gąsienica z Lasu, Stanisław i Mieczysław Rojowie. Transport z ranną wyruszył drugiego dnia do Roztoki, skąd odwieziono niefortunną narciarkę do szpitala w Zakopanem. Wypadki złamania nogi lub ręki w głębi gór wymagają istotnie natychmiastowej pomocy Pogotowia Ratunkowego, natomiast w okolicach bliższych Zakopanego wypadki takie wśród rzeszy narciarzy są bardzo liczne i jak statystyka szpitala miejscowego wskazuje, w ub. sezonie zimowym złamań takich było przeszło 100, rannym jednak udzielili pomocy w transporcie przygodni narciarze znajdujący się w danej chwili czy to na Hali Gąsienicowej, czy też w Kalatówkach lub na Hali Kondratowej. Ewidencji tego rodzaju wypadków T.O.P.R. nie prowadzi. Dalsze sprawozdanie obejmuje serje ciężkich potłuczeń w górach oraz śmierci. W dniu 24 lipca br udzielił pomocy w zniesieniu rannych turystek do schroniska na Hali Gąsienicowej członek Pogotowia Andrzej Wawrytko. Okoliczności wypadku były następujące: Wojciech Gąsienica Marcinowski słuchacz praw U.J. wybrał się tegoż dnia z Bronisławą Sobczakówną i Aurelią Arsteinówną na Kozi Wierch. W chwili przechodzenia przez zaśnieżony żleb towarzyszki Marcinowskiego zsunęły się po śniegu i spadły ze znacznej wysokości, doznając na szczęście tylko silnych potłuczeń, wypadek ten mógł się zakończyć tragiczniej. Sobczakówna uległa silnemu potłuczeniu kolana, zaś Arsteinówna wewnętrznym obrażeniom do tego stopnia, że nie była w stanie zrobić najlżejszego ruchu. Andrzej Wawrytko przy pomocy innych turystów przeniósł potłuczone do schroniska, poczem odstawiono je do Zakopanego na długotrwałą kurację. Dnia 10 lipca br wybrał się na ścianę Giewontu od strony północnej stały mieszkaniec Zakopanego 22-letni Stefan Tomczykiewicz i piął się w prostej linii do krzyża. Mimo ostrzeżeń idących źlebem ku Szczerbinie, Jana, Stanisława i Andrzeja (młodszego) Marusarzy, Tomczykiewicz wspinał się coraz wyżej, zrzucając po drodze kamienie usuwające się pod nim. W pewnym momencie Tomczykiewicz odpada od kruchej ściany i z rozpaczliwym krzykiem „rany Boskie” leci około 20m na niżną półkę, gdzie uderzywszy głowa o skałę ponosi śmierć na miejscu. Bezwładne ciało zsuwa się jeszcze kilkadziesiąt metrów do źlebu. Zawiadomione przez naocznych świadków Pogotowie wyrusza w składzie: Andrzej Wawrytko starszy, Andrzej Wawrytko, Stanisław, Jan i Andrzej (młodszy) Marusarze, po zwłoki, które zniesiono do kostnicy w Zakopanem. Wypadek ten, to tylko dalsze ogniwo lekkomyślnych wspinaczek na te kruchą ścianę Giewontu, która już tyle ofiar pochłonęła. W dniu 11 lipca br zginęła w Zachodnich Tatrach ś.p. Wdowicka. Schodziła ona z mężem w mglisty dzień z Przełęczy Raczkowej ku Hali Pysznej. Wskutek utrudnionej orjentacji zeszli oboje z perci na dość strome urwisko, gdzie Wdowicka straciła równowagę i potoczyła się po zboczu, niezbyt zresztą daleko. Gdy mąż podbiegł do niej była nieprzytomna i mimo jego zabiegów przytomności nie odzyskała. Wobec tego Wdowicki zbiegł na dół i wezwał pomocy juhasów celem zniesienia żony do szałasu. Gdy jednak powrócił do niej była już martwa. Wskutek upadku doznała silnych wewnętrznych obrażeń i jak twierdzono, nadwyrężenia kręgosłupa. Z leśniczówki na Kirach zawiadomiono Pogotowie, które wyruszyło w składzie Józefa i Jana Gąsieniców Tomkowych nocą na Halę Pyszną. Na Smytniej spotkali już juhasów znoszących zwłoki. Następnego dnia z Pisanej wóz sanitarny przewiózł je do Zakopanego. Najtragiczniejszym wypadkiem sezonu była śmierć dwóch młodych turystów, ś.p. Wojciecha Gąsienicy Marcinowskiego, studenta U. J., lat 21 i ś.p. Tadeusza Macieja Bośniackiego, studenta Pol. Lwowskiej, lat 21. Zmarzła Przełęcz, z lewej strony zaczynają się Zmarzłe Czuby a po prawej Zamarła Turnia Wybrali się oni w dniu 24 sierpnia z Pustej Doliny na Zmarzłą Przełęcz, gdzie nastąpiła katastrofa. Ciała nieszczęśliwych turystów zauważył dopiero w dniu 26 sierpnia pewien ksiądz turysta i doniósł o tem z Hali Gąsienicowej do T.O.P.R. Natychmiast wyruszyło czterech przewodników: Stanisław Gąsienica z Lasu, Wojciech Wawrytko, Jan Gąsienica Tomków i Józef Krzeptowski na Halę Gąsienicową, poczem wysłano jeszcze dwóch, Józefa Stopkę i Filipa Klapera. Do wyprawy dołączył się również prof. Stanisław Zdyb. Drugiego dnia wczesnym rankiem expedycja dotarła na miejsce tragicznego wypadku. Zwłoki turystów znaleziono w odległości 10 - 15 m od siebie, związane liną. Według przypuszczeń, pierwszy w ścianie szedł Bośniacki, za nim Marcinowski. Odpadnięcie mogło nastąpić na wysokości 40 - 60 m. Głębokie rany na głowie i na całym ciele wskazywały na natychmiastowa śmierć. Zawinięte w sienniki i siatki ciała zniosło Pogotowie Ratunkowe przy pomocy juhasów z Pięciu Stawów Polskich do Roztoki, skąd wozem sanitarnym odwieziono je do kostnicy w Zakopanem. Pogrzeb odbył się w Zakopanem przy bardzo licznym udziale ludności miejscowej (z której pochodził ś.p. Marcinowski), jak również turystów, narciarzy i gości. Żegnano z bólem te dwa młode, tak obiecujące, a tak niewczesną śmiercią zgaszone życia. Należy jeszcze wymienić dwa ciężkie wypadki, którym ulegli po czechosłowackiej stronie obywatele polscy. W akcji ratunkowej nasze Tatrz. Och. Pogotowie Ratunkowe nie brało udziału. Na połudn. ścianie Ostrego Szczytu ulegli ciężkiemu wypadkowi trzej turyści, dwóch czechosłowackich obywateli, inż. Horsky i dr. Heil, trzeci Polak niejaki Goldberg z Oświęcimia. Ten ostatni wyszedł szczęśliwym zbiegiem okoliczności zupełnie cało z wypadku, natomiast Heil zmarł w czasie transportu, dr. Horsky zaś uległ dość znacznym potłuczeniom. Drugi wypadek miał miejsce 31 sierpnia przy przejściu pn –wsch ścianą z doliny Zimnej Wody na Mały Kościół, student z Warszawy Zdzisław Dąbrowski, idący samotnie spadł i potłukł się ciężko. Na miejscu wypadku leżał przeszło dzień zanim nadeszła pomoc, która przeniosła go do szpitala w Spiskiej Sobocie, gdzie leczył się przeszło dwa tygodnie. Pod Opalonem, kilka metrów od ścieżki do Morskiego Oka znaleziono z końcem sierpnia dwa trupy znajdujące się zupełnym rozkładzie; pod jednym ze szkieletów znalazła policja browning, jednakoż trudno było dojść jaką śmiercią zginęli ci turyści i kiedy miała miejsce. Przypuszczalnie mogło to nastąpić w porze wiosennej. Strój zmarłych zdawał się wskazywać, że nie byli przygotowani na wycieczkę w góry (obuwie miejskie, kapelusze, długie spodnie i palta). Dokumentów osobistych nie znaleziono przy zmarłych żadnych. Zwłoki zniósł zakład pogrzebowy Orkisza do Zakopanego. Data utworzenia: 21/11/2011 : 18:07 Komentarze
| Partnerzy
|